Jak się dziś czujesz?
Średnio. Jestem w ważnych decyzjach dotyczących kolejnego projektu i brak mi rozstrzygnięć, więc buduje się we mnie napięcie. Towarzyszy mi niepokój, czego nie lubię. Nie wiem, na ile jest on obiektywny, a na ile sama go generuję i napędzam, ale niestety w nocy źle przez to spałam i obudziłam się dzisiaj zmęczona.
O której zaczynasz swój dzień?
Jeśli nie mam planu podyktowanego harmonogramem pracy, to około dziesiątej.
I jaki jest wtedy świat?
Szary. O poranku jestem pesymistką. Później, stopniowo, smętność się rozpogadza.
Żyjesz w sieci?
Nie prowadzę aktywnie profili, ale bardzo dużo czasu spędzam oglądając content innych użytkowników TikTok’a i Instagram’a.
Boisz się świata z mediów społecznościowych?
Wiem, że jestem silnie z tym światem scalona, ale mimo wszystko uważam, że pozostaję umiarkowanie podatna na jego wpływ. Ciekawi mnie natomiast jak ten niczym nieograniczony dostęp do Internetu uwarunkuje rozwój młodszych pokoleń.
Myślisz, że to niebezpieczne?
Na pewno świat z Instagram’a jest idealizowany i każdy wydaje się być tam na maksa szczęśliwy, piękniejszy, bo zawsze ustawiony z lepszego profilu, a przecież życie jest dużo bardziej złożone, ma więcej odcieni, mieści w sobie też smutek. Natomiast Internet to nie tylko social media za filtrem, jest bardzo pojemny i choć z jednej strony idealizuje, to z drugiej stał się platformą dla wielu osób, które mogą podzielić się swoją historią. Stworzył pole również temu, by poruszać trudne tematy. Przykładem niech będzie kanał Braci Sekielskich, którzy ze swoimi gośćmi otwarcie mówią o sprawach, o których, jeszcze w latach dwutysięcznych, kiedy my dorastałyśmy, trzeba było milczeć.
Zatem nie jest tylko o próżności i pustce.
To my, w codziennym życiu, coraz rzadziej dajemy sobie czas na spotkanie z drugim człowiekiem.
Najprostszym przykładem niech będzie podróż. Wszyscy patrzą tylko w ekrany telefonów.
A przecież wystarczy ujrzeć współpasażera i zacząć rozmowę. Zazwyczaj ludzie chcą o sobie opowiadać i przez kilkadziesiąt minut podróży czy to pociągiem, czy samochodem, można poznać czyjąś historię. O tym właśnie – o spotkaniu – jest dla mnie mój film „Rzeczy niezbędne”. Ada, dziennikarka, grana przez Dagmarę Domińczyk, zdobyła się na gest solidarności i empatii wobec Roksany (Kasia Warnke) i bez względu na to czy jej wierzyła, czy pamiętała ze szkoły czy też nie, zamknęła za sobą drzwi, wsiadła do samochodu, odpaliła silnik i pojechała we wspólną podróż. Była ciekawa jej historii, jej perspektywy, jej patrzenia na świat.
„Rzeczy niezbędne” są o koszcie wspomnienia, które wciąż od nowa każe zaczynać, każdego kolejnego dnia…
Najważniejsze w historii Roksany jest dla mnie to, że ona cały czas ma siłę, by o siebie walczyć. Pomimo mroku, który jej towarzyszy dała radę zbudować dom, założyć rodzinę, jest najlepszą, jaką być potrafi, żoną i matką. A gdy czuje, że wciąż jest źle, podejmuje największy wysiłek, by raz jeszcze pojechać w rodzinne strony, gdzie dorastała i zmierzyć się z tym, co tam się stało. Ona jest w stanie wiecznego analizowania tego, co ją spotkało, czy na pewno ją spotkało i dlaczego ją spotkało. Musi mieć świadka. Ta potrzeba jest w niej niezwykle prawdziwa.
Film nakręciłaś jako inicjatywę płynącą z serca?
Wszystko, co robi Roksana wzrusza mnie i krzepi. Ona była moim motorem. To silna i walcząca o siebie bohaterka. Skrzywdził ją ojciec- ktoś kto powinien być ostoją i opoką. Nie ochroniła jej matka, a nawet teraz odebrała jakąkolwiek podmiotowość, ukradła jej własną prawdę. A ona, mimo wszystko układa się z tym życiem. Dla mnie to heroiczna walka.
A Ty – masz „pamięć do złych słów, do ciężkich wspomnień…” ?
Jako osoba, która tworzy, ciężko pracuje nad filmem i wsadza w niego mnóstwo swojej wrażliwości, przeżywam krytykę, ranią mnie przykre słowa, ale na szczęście równie szybko mi przechodzi, zapominam, idę dalej. Ja raczej miałam dużo szczęścia w życiu. Nigdy nie czułam się skrzywdzona. Moje dzieciństwo było po prostu szczęśliwe.
Dlatego właśnie mogłaś zrobić „Rzeczy niezbędne”?
Możliwe. Wydaje mi się, że opowiedzenie filmowej historii wymaga dystansu i szerszego kąta. Pamiętam, jak napisałam romans, w momencie kiedy miałam złamane serce. To był najgorszy, najbardziej bełkotliwy scenariusz na świecie (śmiech). W „Rzeczach” jestem tą filmową Adą – partnerką w podróży, która obserwuje bieg zdarzeń.