Otulmy, obdarzmy się sobą…
„Innego końca nie będzie” to film o stracie, tęsknocie, o bliskości, o potrzebie i ważności rozmowy oraz konsekwencjach jej braku. To film o ludziach i dla ludzi. O dzieleniu się sobą, o wartości czasu wspólnie spędzonego, oraz o tym, żeby doceniać chwile i starać się nie marnować życia.
Historię poznajemy z perspektywy głównej bohaterki – Oli (Maja Pankiewicz). Dziewczyna ma rodzeństwo: brata Pipka (Sebastian Dela) i siostrę Ajkę (Klementyna Karnkowska), a ich Tata (Bartłomiej Topa) popełnił samobójstwo. Ola wcześniej wyjechała do stolicy, aby tam spełniać marzenia o realizacji wielkiej kariery. Teraz wraca, nie dość, że z zawiedzionymi ambicjami, to chcąc rozliczyć się z własnymi wyrzutami sumienia, stawia członków rodziny w konfrontacji z tematem śmierci ojca, który dotąd był tematem tabu. Czas minął, zdjęcia pokrył kurz, sąsiedzi zapomnieli, matka próbuje na nowo kochać, dom należy sprzedać, samochód zezłomować, a do tej szopy się nie wchodzi i tyle. Takie to proste. Ola natomiast obwinia niemal cały świat, poczynając od siebie, za tę śmierć. Robi to głośno, jest agresywna, chaotyczna, zawzięta, umęczona depresją. Szarpie się. Łamie pozorny spokój panujący w domu. Przecież nie da się pójść dalej, jeśli nie przepracujemy ważnych tematów, jeśli pozostawimy sprawy bez rozmowy. Chcąc rozliczyć własne winy, nieodebrany telefon, poczucie bycia złą córką, wciąga w wir emocjonalnej spirali całą rodzinę. Nie można jej przez to lubić, a ona sama zdaje się wcale nie dba o to, choć wszystko, co robi złośliwym nie jest. Ona chce dobrze. Powoduje nią potrzeba serca. Empatię do niej znajdujemy, gdy pojmiemy, że dziewczyna chce po prostu zburzyć mur milczenia, wyplewić chwast przekłamań, wymieść kurz zapomnienia. To trudne, nieproste, ale możliwe. Ola ma potrzebę, by stanąć w prawdzie i na szczerości oraz czystości intencji zacząć od nowa kręcić ten rodzinny film „po”. Chce, żeby wciąż byli rodziną albo żeby zaczęli nią być zupełnie od nowa. Tą samą już chyba się nie da. A zatem inną, niemniej szczerą względem siebie i prawdziwą. Śmierć jednego z najbliższych nie pozwala na pozostanie w dotychczasowej bliskości, odsuwa ich od siebie. Teraz jest czas na inną relację niż ta, kiedy ojciec był wśród nich. „Co on sobie myślał, że to po nas spłynie, że w ogóle będziemy umieli być ze sobą…?!” – krzyczy z wyrzutem, a odpowiedzią cisza.

Ola ma brata i siostrę. Każde z nich jest inne. Każde żałobę po ojcu przeżywa na swój sposób. I choć ona unosi się pretensjami, każde chce pozostać sobą. Wyjątkowo pokiereszowane stosunki córka dzieli z matką (Agata Kulesza). Nie chcąc dać przyzwolenia na nową relację, nie godząc się na związek z Cezarym (Cezary Łukaszewicz), traktuje partnera jak intruza. Odbiera matce prawo do życia po śmierci ojca. W filmie nie ma dobrych i złych bohaterów. Każdy z nich ma lepsze i gorsze momenty. Każdy nosi w sobie mrok i światło. Reżyserka nie podpowiada kto jest jakim. Przedstawia historię rodziny, w której ojciec decyduje się zakończyć swoje życie samodzielnie, przerywa je dobrowolnie, zostawiając żonę i dzieci, a każdy z bohaterów pokazuje swoją własną perspektywę odczucia tejże straty i drogę do uzdrowienia. Słuszne sposoby na żałobę, gotowe rozwiązania, proste odpowiedzi na dręczące „dlaczego?”, przecież nie istnieją. Ci, co zostają muszą poukładać się z tym życiem. „Innego końca nie będzie” nie jest opowieścią o powodach samobójstwa. Film stawia trudne pytania w obliczu dramatu sytuacji, ale nie rozstrzyga, nie daje odpowiedzi, bo przecież tejże nie ma. Ojca też już nie ma. Życie z nim skończyło się, było. „On po prostu nie chciał zostać.” A czy dobry człowiek zostawia własną rodzinę? „Dobry człowiek czasem bardzo się boi i zapomina, że trzeba żyć, żeby żyć…”.
Zabiegiem, który historii dodaje autentyczności, ściska widza za serce i chwyta w emocjonalne objęcia, dojmując do głębi w odniesieniu do przeżywanych wraz z bohaterami zdarzeń, jest wykorzystanie zapisu filmów z domowego archiwum. Nakręcone wcześniej materiały i w biegu filmowej opowieści odtwarzane z kaset VHS jako wspomnienia chwil przeżytych wraz z ojcem zwalniają tempo i łagodzą ostrość poczynań Oli, są czułością. To właśnie w tych nagraniach widzimy postać ojca. Są one najczystszym słowem o tym, czym ta rodzina kiedyś była. To tu widz obserwuje wygłupy, śpiewa kolędy, częstuje się tortem z rodziną, tarza na trawie, zanosi śmiechem, ociera łzy radości…

Reżyserka, Monika Majorek, sama przeżyła stratę bliskiej osoby. Osobiste emocje towarzyszyły jej podczas pisania scenariusza, tworzenia filmu, ale postać Oli nie jest ukształtowana tylko i wyłącznie z jej własnych odczuć i doświadczeń. Twórczyni każdemu z bohaterów dała coś ze swoich przeżyć, a dodatkowo odbyła mnóstwo rozmów z dziećmi, które wcześnie utraciły jedno z rodziców. Proces od momentu pisania scenariusza do wejścia ekipy na plan filmowy pochłonął kilka lat. To była wyboista, ale warta poświęcenia, by finalnie w ręce widzów oddać dokładnie ten film, droga. Główną rolę – córki Oli – odgrywa Maja Pankiewicz. Utalentowana młoda aktorka, pasją i zaangażowaniem porywa widza do swojej opowieści. Choć jej bohaterka początkowo przez sposób w jaki postępuje, może nie wzbudzać sympatii, to co najważniejsze nie pozostawia widza względem siebie obojętnym. Ona wzbudza emocje, irytuje, denerwuje, nie jest letnia, ma charakter, a wszystko to za sprawą charyzmy Pankiewicz. Charyzmy, która nie jest szarżą, nie jest emocjonalnym szantażem. To mądrze poprowadzona i zagrana w silnych emocjach rola. Mai Pankiewicz, jako filmowe rodzeństwo partnerowali Sebastian Dela i Klementyna Karnkowska- każde z nich wyjątkowe w swoich rolach, każde stworzyło zupełnie innego członka tejże rodziny, razem świetnie ze sobą współgrając, śmiejąc się czy kłócąc. Świeże nazwiska, Monika Majorek otoczyła aktorskimi ikonami, w rolach rodziców Bartłomiej Topa, Agata Kulesza oraz partnerujący jej w mniejszym epizodzie Cezary Łukaszewicz wykazali się ekranową dojrzałością.

„Innego końca nie będzie” to historia do intymnego przeżycia. Tu się dotyka emocji. To poruszający obraz rodziny w trudnym momencie ich życia. Monika Majorek wymalowała emocjonalny pejzaż, gdzie smutek utkany pajęczynami, nadzieja skroplona krztynami rosy, a prawda połaciami łąk się rozciąga, i gdzieniegdzie piękne kwiaty miłości rozchylają płatki, szukając promyków słońca…
Film zostawia przestrzeń na refleksję i nie pozostawia widza obojętnym. Jednym z morałów, którymi nas szczodrze darzy jest byśmy starali się żyć ze sobą, a kiedy jesteśmy blisko powiedzmy „jestem tu dla Ciebie”. Przyjmijmy szacunek dla przemijalności i z wdzięcznością troszczmy się o czas dany nam razem. Nikt nie jest tu na zawsze. Załóżmy, że innych momentów być może już nie będzie. Podnośmy słuchawki telefonów. Nie pozostawiajmy wiadomości bez odpowiedzi. Pozwalajmy się przytulać, całować, dotykać. Krzyczmy do siebie, płaczmy, ale bądźmy. Nie zostawiajmy siebie bez słowa. Czas nie będzie czekał. Później już tylko żal straconych szans. I jeszcze żyjmy, dając żyć innym. Pozwalajmy dokonywać własnych wyborów, które nie muszą być zgodne z naszymi oczekiwaniami. Bo innego końca i tak nie będzie.
Otulmy, obdarzmy się sobą…
autor: Ola Grądzka
zdjęcia: materiały prasowe