Maja Pankiewicz: Staram się nie karmić iluzjami

Agata Kulesza w jednym z wywiadów powiedziała „Mogę zagrać wszystko. Pytanie tylko, czy dobrze zagram”…

Agata ma przeświadczenie, że nie każdy aktor może wszystko zagrać, że w pewnej konwencji się sprawdzimy, a w innej mniej. Rozmawiałyśmy o tym, kiedy zaczynałyśmy razem pracować. Ona wtedy popatrzyła na mnie i powiedziała „Ty masz taki sam smutek w oku, jak ja”. 

Jesteście do siebie podobne.

To fakt. Ale nad jej podejściem do sprawy się zastanawiam.

Ty masz inne zdanie.

Mam wrażenie, że są jednostki, które potrafią zagrać wszystko. Przykładem niech będzie Steve Carell. W psychologicznym dramacie „Mój piękny syn” gra bardzo serio, jest niezwykle poruszający, potrafi złapać za gardło, a w „The Office” jest super śmieszny i jednocześnie totalnie poruszający. Uważam, że są aktorzy, którzy świetnie sprawdzają się w każdej konwencji. 

Od czego to zależy?

Wszystko jest kwestią treningu i przekraczaniem tego, w czym czujemy się komfortowo. Zawsze jakaś konwencja jest nam bliższa, co wcale nie znaczy, że ta druga jest niemożliwa. W tej pierwszej mamy dużo więcej doświadczenia, zostaliśmy sprawdzeni, zaakceptowani i konsekwentnie jesteśmy w niej eksploatowani. 

Trudno jest później o inne propozycje.

Ważne jest, żeby się w różnych konwencjach sprawdzać. Ale ktoś, nam aktorom, tę możliwość musi dawać. 

Ryzykując?

Strach, że się nie uda jest nieunikniony. A ja dopóki nie spróbuję, nie będę wiedziała. Założenie, że nie dam rady zagrać wszystkiego, uważam za ograniczające, z góry pozbawiające wyzwania i możliwości rozwoju.

Aktorstwa można się nauczyć?

Trzeba mieć jakieś predyspozycje, odwagę do próbowania różnych rzeczy, do popełniania błędów, do wyjścia przed ludzi, co samo w sobie jest już bardzo stresujące. Trzeba czuć, że obnażanie emocji, połączenie z widzem i ta atencja cię niosą, a nie zginają. Ale poza tym wszystkim, aktorstwo to w dużej mierze ciężka praca. Ten zawód poniekąd jest techniczny. Można nauczyć się płakać na zawołanie, głośno mówić, zrozumieć jak działa własne ciało oraz poznać mechanizmy jak nim sterować.

Ty chcesz wyjść z szuflady.

Bardzo! Chciałbym porzucić wielkie cierpienie oraz psychologiczne, smutne dramaty. I tę męską, androgeniczną wersję kobiety, która jest mi przypisywana. Co za maskę muszę mieć na sobie, kiedy w ogóle się taką nie czuję, a tak właśnie jestem odbierana?!

Zależy czyje oczy patrzą. Ja widzę przed sobą piękną, wrażliwą kobietę. 

Słyszałam, że mam ostre spojrzenie, że jestem za silna. 

Za silna na co?

Na rolę? Za silna w zestawieniu z innym aktorem? Na drugi plan? 

Co to w ogóle znaczy?

Nie wiem. Że mam takie emploi na pierwszy rzut oka? Próbuję to zmieniać, przynajmniej od zewnątrz. Jakiś czas temu zaczęłam się inaczej ubierać. (śmiech)

Odkrywasz się?

Mama wychowała mnie w przeświadczeniu, że liczy się to, co w środku, a ciało jest tylko obudową. Wyznaję tę zasadę na życie, jednak dziś emancypując się, wychodzę z szerokich spodni, długich bluz z kapturem. W ten sposób pracuję nad akceptacją swojego ciała. Nie chcę się dłużej ukrywać. Chcę czuć się ze sobą okey. 

Dużo mówisz o próbie określenia swojej kobiecości. Uważasz, że należy ją nazywać?

Tylko wtedy, kiedy czuje się taką potrzebę.

Ty ją czujesz?

Mam potrzebę utożsamienia się. 

Lubisz chodzić w szpilkach?

Lubię.

Tym jest kobiecość?

Nie. Kobieta w szpilkach wciąż traktowana jest jako obiekt.

Wchodzisz w stereotyp.

No właśnie! Chciałabym, żeby to nie było obarczone stereotypem. Chciałabym nosić te pieprzone szpilki, kiedy mam na to ochotę, a nie musieć się zastanawiać czy będę wtedy traktowana poważnie? Czy ktoś uzna, że robię to po to, „by się podobać”..?

To się nad tym nie zastanawiaj, tylko włóż je, kiedy masz na to ochotę. Przyjmujesz optykę innych ludzi…

I na tym właśnie polega aktorstwo. Jesteś oceniana i cały czas walidowana przez innych ludzi. 

Zostaw to.

Jasne (wzdycha). Tylko jak? Kiedy wszystko się na tym opiera.

Teraz mówimy tylko o szpilkach.

Ale one są symbolem.

Zostaw symbole. Załóż szpilki i zobacz jak Ci z tym będzie.
I to jest właśnie kobiecość. To stawanie za sobą w tych wszystkich mikrosytuacjach. Uwolnienie się od oka z zewnątrz. Nie podważanie swoich uczuć. Kobiecość to też mówienie sobie, że zasługujesz na wszystko, czego chcesz i umiejętność dbania o siebie w wymiarze fizycznym i psychicznym.

Troska…

Kobiecość to poznanie tego co, dzieje się w środku, świadomość własnego wnętrza i wyrażanie swoich potrzeb. Kobiecość to walka z niskim poczuciem własnej wartości, niewiarą w siebie, wieczną siebie krytyką. Ja wciąż do tego dążę, ja tych rzeczy nie mam, ja nad nimi pracuję. Kiedyś tam dojdę. A dziś, wciąż walczę.

Skąd to w Tobie?

Taki mam twardy dysk.

Boli mnie, że piękni ludzie są w świecie tym, tak mocno pokruszeni.

Chciałabym wypracować w sobie taką siłę, która pozwoli mi to połamanie w sobie zaakceptować i umieć z niego korzystać. Przecież gdyby nie doświadczenia nie byłabym tu, gdzie jestem, nie robiłabym tego co robię, nie miałabym dostępu do pewnych rzeczy w sobie. Chciałabym móc czuć się dumną z tego, co w życiu przeszłam. I budować na tym, a nie dawać się temu zjeść. 

1 2 3 4 5