Maja Pankiewicz: Staram się nie karmić iluzjami

Pierwszy czy drugi plan?

Trudne pytania zadajesz. W pierwszym planie jest bardzo dużo miejsca na to, żeby pokazać spectrum i drogę postaci. Jest przestrzeń, by zrobić to z każdej perspektywy. Jednocześnie, gdy ciągnie się cały projekt, wypełniając swoją osobą ekran niemal w każdej scenie, czuje się ciężar odpowiedzialności. To trudne i niezwykle pociągające, żeby proces aktorski, który pozwoli ten pierwszy plan udźwignąć, wykonać. Z kolei drugie plany, bardzo często, napisane są lepiej niż pierwsze. Są charakterystyczne i skondensowane. To wyrazistsze zadania do zrobienia. 

W nich również można się mocno pokazać. 

To niełatwe umieć odnaleźć się w przestrzeni, w której wchodzimy na wycinki danej historii, znamy tylko szczątkowe informacje o bohaterze, jesteśmy narzędziem, pozostajemy funkcyjni i pracujemy na pierwszy plan. Chowamy wtedy swoje ego, nie jesteśmy najważniejsi, mamy swoje pięć minut, ale jednak pracujemy na całość historii i na głównego bohatera.

Czyli należy znać swoje miejsce.

To wymaga ustawienia priorytetów. Ale jak słusznie zauważyłaś możemy być wyraziści i cały czas mamy pole do popisu. Wyzwaniem jest, by nie mając miejsca, pokazać się i wykonać zadanie, które działa.

Scenariusze są w ogóle dialogami, z drobnymi tylko didaskaliami.

Reszta pozostaje do interpretacji. Pomijając spotkania przed rozpoczęciem zdjęć, tekst czytam sama ze sobą. Potem wchodzę w nową, nieznaną scenografię, bardzo często zdarza się, że nie znam aktora, z którym będę pracować. Tuż przed wejściem na plan, razem z reżyserem, próbujemy znaleźć sytuacje, odnaleźć swoje, w tej przestrzeni, pozycje.

Potrzeba do tego odwagi.

Tekst muszę znać na blachę i mieć wyobrażenie jak chcę go powiedzieć, muszę wiedzieć kim jako postać jestem, a potem i tak zderzam się z energią, której nie znam. Przecież ta druga osoba również przygotowała swoją wersję i muszę być elastyczną na wszelkie zmiany, żeby się spotkać z jej wyobrażeniem byśmy byli w stanie ze sobą grać, a jednocześnie pozostać asertywna i pewna swojej propozycji.

Lubisz rywalizację.

Lubię.

Co jest Twoją największą uciechą w tym zawodzie?

Przeżywanie wielu żyć bez konsekwencji. Niby to postać, a zrobiona z mojej krwi, z mojej kości, z mojej wrażliwości, z mojej głowy, z mojej emocji. Wszystkie postaci, które zagrałam są jakimiś wersjami mnie w założonych okolicznościach. Aktorstwo pozwala spróbować siebie w tylu różnych wersjach. Daje możliwość nauczyć się z tego, kim być nie chcesz, zobaczyć czego danej postaci zazdrościsz.

Grając starasz się swoją postać rozumieć? 

Nie muszę jej lubić, ale muszę pojąć logikę jej działania.

Zdarzyło Ci się dzięki jakiejś roli coś nowego w sobie odkryć?

Za każdym razem otwierają się we mnie nowe przestrzenie. Mam taki rytuał, że prawie każda moja postać dostaje ode mnie jakiś prezent albo odwrotnie – ja od danej postaci biorę drobny element garderoby. To sentymentalna pamiątka z bycia tym kimś. 

Od Oli z „Innego końca nie będzie” coś wzięłaś?

Ola była fotografką. W trakcie planu robiłam zdjęcia polaroidem i rozdawałam na pamiątkę członkom ekipy.

To fajne.

Wrócę do cytatu Agaty. Myślę, że my – aktorzy mamy w sobie wszystko, tylko z niektórymi rzeczami jest nam bliżej i łatwiej, a inne trzeba odnaleźć. W ogóle człowiek jest taką pełnią, ma w sobie i czarne i to najjaśniejsze. Tego, co głęboko poukrywane trzeba się po prostu tylko dokopać. Dlatego jeżeli aktor ma przestrzeń i możliwości, by brać na warsztat różne rzeczy, to moim zdaniem zagra wszystko, a już na pewno w teatrze.

W filmie jest trudniej?

Kamera widzi całą prawdę, a oko ciężko zmienić, duszę ciężko ukryć. Ale na deskach teatralnych, z odległości, w kostiumie, w tej umownej konwencji scenicznej – wszystko jest możliwe.

Pewność siebie daje Ci poczucie niezależności?

Niezależność daje mi pewność siebie. Kiedy stoję za sobą i walczę w swoim imieniu o ważne dla mnie rzeczy, czuję większą sprawczość.

Mówisz, że was aktorów traktuje się jako narzędzie.

Ja chcę być podmiotowa w dyskusji. Wchodząc w projekt, oczekuję, że reżyser, który mnie do niego zaprasza czy producent, który z reżyserem współpracuje, będą mnie – aktorkę – traktować nie odtwórczo a podmiotowo zarówno w dyskusji jak i w całym procesie tworzenia. 

Na co liczysz?

Że zamiast wyznaczanych mi jedynie poleceń, odbywała się będzie między nami rozmowa. Miałam różne doświadczenia, ale pokolenie się zmienia i młodzi twórcy współpracę budują na dialogu, dopuszczają aktorów do współtworzenia świata, są otwarci na intuicję, na nowe pomysły. To jest bycie w tym razem, a nie tylko bycie elementem w obrazie czy wykonywanie funkcji.

Patriarchat ustępuje?

W nowej generacji dochodzi do zmiany, ale ten system nadal silnie jest umocowany i nie tylko mężczyźni w nim funkcjonują. Kobiety, które doszły do pozycji i władzy w tym systemie wciąż hołdują archaicznym wartościom. Za mało jest, w naszym kręgu, wsparcia między kobietami.

W życiu również.

Racja. To takie idealistyczne, a patrząc na realia stwierdzam, że siostrzeństwo w tym środowisku to niestety bullshit.

Kobiety są dla siebie niedobre. 

Kobiety bywają dla siebie bardziej okrutne niż mężczyźni. Często pod hasłami feminizmu robione są rzeczy zupełnie wbrew idei tej filozofii. 

Nie boisz się etykiety aktorki trudnej?

I to jest hasło rodem z patriarchatu.

Dlatego o tym mówię.

Trudna czyli taka, która stawia niewygodne pytania? Która ma swoje zdanie na dany temat? Ma wymagania? Jeżeli tak charakteryzujemy aktorkę trudną, to ja chcę być trudna. I nie chcę pracować z osobami, które by mnie w ten, nacechowany pejoratywnie, sposób nazywały. Chcę tworzyć z tymi, którzy mają odwagę ze mną rozmawiać i traktują mnie jak partnera. 

„Nie boję się zadawać pytań. Taką mam filozofię życia” – to Twoje słowa.

Jestem ciekawa. To się odnosi wszystkich dziedzin życia. Poprzez zadawanie pytań poruszam się po rzeczywistości i tak też pracuję nad rolą. W ten sposób poznaje drugą stronę i zachodzi wymiana, na której tak bardzo mi zależy.

1 2 3 4 5