Nie będziemy tacy jak oni…
„Spragnieni miłości” w reżyserii Wong Kar-Waia, z ikonami ekranu kina hongkońskiego w rolach głównych, to szlachetny obraz, gdzie wraz z głębią żywych barw i miarowym taktem oryginalnej kompilacji muzycznej, zagrana została jedna z najpełniejszych w swym onirycznym wymiarze symfoniczna historia dramatu samotności, niespełnionej miłości oraz sugestywnej tęsknoty do tego, co jeszcze nigdy się nie wydarzyło.
Azjatycki Hongkong. Lata 60, epoka, która przeminęła i nie ostało się nic, co do niej przynależało. Ciasny, duszny świat migrantów przybyłych z odległego ponad tysiąc kilometrów, trawionego przez komunistów, Szanghaju. Pan Chow (Tony Leung Chiu Wai,), dziennikarz z nienagannymi manierami i elegancka pani Chan (Maggie Cheung), skrupulatna sekretarka, dowiedziawszy się, że ich współmałżonkowie zatraceni w romansie, przez ścianę dzielą losu swego gorycz i rozczarowanie. Wychodząc po kluski, ze swych tanich i tłocznych pokoi na wynajem, coraz częściej siebie mijają. Wpierw bez zainteresowania, później ostrożnie zaczynają podnosić na siebie głowy, ukradkiem chwytając momenty wzajemnego stykania się. Otwierają szerzej powieki, nie odwracają od siebie oczu, przeszywają się wzrokiem, są na sobie skupieni w spojrzeniach, a spojrzenia te są pełne. Nie wstydzą się patrzeć, nie kłamią widząc. Dojrzali ku temu. „Nie będziemy tacy jak oni”. Zapytują siebie co nie co, nie gubią w tym sensów, a słowa szacowane miarą ciężkości ich znaczeń, ważą z precyzją godną mistrzów złotnictwa. Tak, słowa na wagę złota. Ale najczęściej milczą. I w tym milczeniu zawiera się to, co najgłośniejsze. Rozpacz bólu skrzywdzenia, rozczarowanie, gorycz, żałość, współodczuwane zdrady poranienie. Milczenie jest intymnością ich porozumienia. Jest intensywnym żalem dotkliwej samotności, ale też żarem iskry uczucia, która zapala tych dwoje. „Nie będziemy tacy jak oni.”

Cisza jest bezbłędna, celnie trafia w samo sedno. Cisza nie przyodziewa żadnej maski, za niczym się nie chowa, jest naga. Pozostawia bohaterów w prawdzie. We fragmencie czasu, w jego ramach, uzmysławia im siebie nawzajem. Jest monumentalna. Czasem zabija. Czasem uskrzydla, niesie nie wiedzieć gdzie. Czy boli? Również. „Nie będziemy tacy jak oni.” W tym milczeniu jest też miłość. Z biegiem czasu, w momencie każdego kolejnego spotkania, uczucia pojawiają się niespodziewanie. I gdzieś pomiędzy tym, co tak dusi od środka, co gniecie do środka, pojawia się uśmiech. I znów wszystko dzieje się w oczach. Złocistość, uważność, niespieszne pragnienie, niewinna radość wzajemności dzielenia chwili, intensywność współodczuwania rozkoszy. A dotyk jest najtkliwszą czułością. I to są chwile najprostszej, a zarazem najszczerszej szczęśliwości. Tak uważni na siebie, nieszczęśliwi kochankowie, unurzani w dramacie pożądania.
Miłość Wong Kar-Waia jest trudna. Wydarzyła się, nie mogąc się dopełnić. „Nie będziemy tacy jak oni”. Ten dojmujący w swej szczerości obraz samotności, dodatkowo nasycony został przyszywającą tęsknotą do tego, co by się wydarzyć mogło, co mogłoby być… Może bylibyśmy szczęśliwsi..? Ale życie za krótkim jest, żeby nieustannie trwać w poczuciu winy, za kruche, by o ten jeden wyrzut sumienia wciąż się gnębić, za ulotne, by się dręczyć.
Czas nie zna spoczynku. Czas jest płynny. Zegar ten sam, mur, zasłonka, schody – wszystko bez zmian, tylko w nas tak różnie. Wong Kar Wai przez powtarzalność w kadrach tych samych szczegółów, poprzez skupienie uwagi na wracające wciąż identyczne detale daje do zrozumienia, że zazwyczaj widzimy tylko to, co poza nami, a przecież wszystko dzieje się w nas. Istniejemy w czasie, władani emocjami, trawieni uczuciami, wszystko w nas się zmienia, a reszta trwa… ta sama.

Rzucane na mury światło, czerwień w jej rozmaitych barwach, mroki piwnicznych schodów prowadzące z każdym niższym stopniem w coraz ciemniejsze tonie, cienie postaci na ścianach, migawki mijających się sylwetek – budują głęboki wymiar filmu. Wybredna żona, torebka i krawat. Mroczne zaułki, duszne korytarze, ciasne zakamarki roztaczają mglistą atmosferę bolesnej tęsknoty i niespełnienia. Czerwień w ferii swych barw, wiśniowe kotary, krwisty płaszcz sycą intensywną pikanterią. Parujące kotły, złożona w pół i wsunięta pod pachę gazeta, jedzenie niespiesznie do ust nabierane pałeczkami, ocierane z szyi krople deszczu, kamienie kostki brukowej obmywane rozbryzgującymi się kroplami wody – wszystko to dla całości filmowej historii, są zmysłowe jej elementy, pozwalające tworzyć nastrojową atmosferę świata skrajnie żywych w bohaterach emocji.
Uwodzicielskie są u Wong Kar-Waia kostiumy. „Wystroiła się chodząc po kluski.” Nie są to stroje przypadkowe. Są słowami, których brak jej ustom. Są emocjami jej serca, nastroju wyrazami. Sukienki qipao – rozsławione przez szanghajskie kobiety w Hongkongu lat sześćdziesiątych. Ich krój dopinający ciało pod samą szyję symbolem był ciasnoty społecznej, ale przede wszystkim emocjonalnego stanu ducha. Te noszone przez Panią Chan wyrafinowane w stylu, krępujące, nie dające swobody, nie pozwalały na dobrowolność, zapinały na guziki spontaniczność. Wysoko pod szyję skrojone, by nie puścić nic. Ona w qipao opinającym jej smukłości rozpala wyobraźnię. Ona jest erotyczna. Jest zmysłowa. Wyzwala pożądanie. Ona jest delikatna, opływowa, plastyczna, kołysze ciałem. „Nie będziemy tacy jak oni”.
Trzecim bohaterem filmu jest muzyka. Stwarza hipnotyzującą rzeczywistość, wypełnia przestrzeń, jest integralną częścią opowiadanej historii. Drga fabułą, kołysze, pogłębia ją. Wiolonczela, walc, oryginalne kompilacje, stworzone specjalnie dla filmu utwory muzyczne, romantyczne ballady, Nat King Cole wyśpiewujący „Quizas, Quizas, Quizas”. W filmie, powracającym motywem, jest napisany przez japońskiego kompozytora muzyki filmowej Shigeru Umebayashi utwór „Yumeji’s Theme”. Miarowy takt tej żałosnej, wygrywanej na skrzypcach, melodii przeszywa każdą nutą. Towarzyszy bohaterom w momentach ich spotkania, kiedy kamera zwalnia zjawiskowo obrazując mistrzowsko zagrany teatr cieni, pragnień, ornamentów, odbić, tęsknot, spojrzeń, bezbronnych gestów. Muzyka gra. W jej takt kołyszą się biodra, światłem żarzą lampy zwisające nad stołem, para wydobywająca się z kotłów, a nawet, w białych smugach, rozpościerający się po ekranie dym papierosowy zdaje się jakby pląsać w taneczny rytm. Muzyka idealnie uzupełnia oniryczny, zmysłowy, nostalgiczny wymiar filmu.

Dzieło Wang Kar-Waia emblematyczne jest dla swej epoki, symboliczne, reprezentatywne. Reżyser obdarzony zdolnością uchwycenia ducha okresu czasu, o którym z umiłowaniem opowiada, wykorzystał swój talent. Scenografia choć bogata w szczegóły nie jest przerysowana i kiczowata, a idealnie skomponowana. Tam wszystko jest na swoim miejscu. Każdy przedmiot, materia, tekstura, najmniejszy podmuch nawet powietrza. Kostiumy, firanki, naczynia, tapety na ścianach, rośliny, buty, zasłonki. Świat migrantów, którzy przybyli z Szanghaju w poszukiwaniu lepszego życia, co udziałem doświadczeń rodziców reżysera i pamięcią lat jego dzieciństwa, zbudowany został z niesłychaną szczerością. Nie o rekonstrukcję jak przy użyciu kalki chodziło, ale by przez swoje niekiedy mgliste wspomnienia, z serca dna, odtworzyć fragment prawdy tamtego czasu, takich ludzi. On przecież „pamięta te utracone lata, jak gdyby spoglądał przez zakurzoną szybę. Może zobaczyć przeszłość, ale nie może jej dotknąć. Wszystko, co widzi jest zamazane i niewyraźne…” Ale ducha tamtych czasów, i emocje bohaterów Wong Kar Wai zawarł na ekranie mistrzowskim stylem. To romantyczny poemat osnuty intensywnie mglistą atmosferą, gdzie najdotkliwszym pustka milczenia między pożądaniem a spełnieniem.
W konfrontacji ze stworzonym przez Wong Kar-Waia obrazem doświadcza się wszechogarniającego, religijnego wręcz i mistycznego poczucia pełni. Minimalistyczny styl filmu, przepełniony jest treścią. Obraz, mimo iż dramatem bolesności, współodczuwaniem przez bohaterów rozgoryczenia nad światem, wspólnym udziałem zawodu niedoszłych kochanków, jest zmysłowym, niebezwstydnym, żywym, przejmującym, uwodzicielskim i namiętnym kolażem emocji, cieni, muzyki, koloru, świateł, faktur. Wszystko to, talentem reżysera, nawlekane na nić czułości, tworzy przepiękny naszyjnik filmowej opowieści czyniąc dzieło przekraczającym granice właściwe dla tegoż medium.
autor: Ola Grądzka
zdjęcia: kadry z filmu